W oddali strzeliła sucha gałązka. Podskoczyłem gwałtownie i odwróciłem się, jakby był to huk wystrzału, a nie odgłos łamanego drewna. Stanąłem nieruchomo, wpatrując się w dal, wyszukując niebezpieczeństwa. Moje bladoniebieskie tęczówki poruszały się nerwowo, starając się objąć na raz jak największą ilość terenu. To nie moja wina, że byłem spięty. Zaledwie pół godziny temu zaatakowały mnie srebrzystoszare wilki, nie byłam więc pewien, czy w najbliższym otoczeniu nie ma ich więcej, czekających tylko na dogodną chwilę, by rzucić się na samotnego psa.
Kilka chwil później, kiedy nic się nie stało ruszyłem dalej, chcąc jak najszybciej wrócić na terytorium swojej sfory. Bundle of Joy.
*
W moim otoczeniu nie zmieniło się prawie nic, ale ja czułem, że jestem
już bezpieczny. Instynkt podpowiadał mi, że dotarłem do celu, do
upragnionego Bundle of Joy, gdzie mogłem już być spokojny, wiedzieć,
że nic się na mnie nie rzuci.Po chwili wybiegłem na znajomą łąkę, teraz mogłem przeznaczyć kilka minut na odpoczynek, zanim udam się dalej. Niewiele myśląc, rzuciłem się na miękką trawę. Mimo tego, że powiedziałem sobie twardo, że za chwilę wstanę i pójdę dalej, zapadłem w drzemkę.
*
Otworzyłem oczy, z niechęcią myśląc o opuszczeniu dotychczasowego legowiska i po chwili zorientowałem się, że zasnąłem na dłużej, niż miałem. Uniosłem głowę, a potem szybko wstałam widząc w oddali sylwetkę nieznajomego psa (lub suczkę). Zanim zdążyłem zareagować, jego kremowobiała sierść mignęła między drzewami i już go nie widziałem. Postanowiłem iść za nią (nim). Chciałem znać wszystkich członków Bundle of Joy.
< Seven? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz